Dodano: 2019-03-14 11:30, aktualizacja: 2021-06-14 07:02 Wiele z nas niejednokrotnie działało z lokalizowania czegoś gdzieś. Chcemy mieć kontrolę nad tym, gdzie się coś znajduje, inaczej czujemy się niepewnie. Również w przypadku telefonów komórkowych chcemy mieć pewność, że uda nam się go znaleźć gdybyśmy go zagubili albo że będziemy mogli wiedzieć gdzie znajduje się ważna dla nas osoba, lokalizując położenie jej telefonu komórkowego. Czy to w ogóle możliwe? Jak działa lokalizacja telefonu? Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła "lokalizacja telefonu przez internet" wyskakuje nam wiele stron, gdzie możemy to zrobić. Każda działa w inny sposób i oferuje wiele różnych rozwiązań w tym kierunku. Warto jednak pamiętać, że w 90% nie są to strony, którym warto zaufać. Dlaczego? Ponieważ po podaniu numeru telefonu zazwyczaj przychodzą nam wysoko płatne SMS-y lub osoby, które prowadzą tego typu portale, próbują wykraść nasze dane. Jest to dosyć niebezpieczne. Dobrze jest mieć więc zaufane strony, dzięki którym takie działanie staje się możliwe. Jedną z takich stron, dzięki której możemy namierzyć położenie danego telefonu jest gdzie po naciśnięciu "wejdź na stronę" jesteśmy przenoszeni do serwisu, dzięki któremu możliwa będzie lokalizacja telefonii komórkowej, która nas interesuje. Samo rozpoczęcie działania jest bardzo proste, ponieważ wystarczy się zalogować do serwisu, opłacić abonament, dodać telefon, który nas interesuje, a następnie po prostu go lokalizujemy. Na tej stronie możliwa jest lokalizacja telefonu poprzez GPS, WiFi lub BTS. Oprócz tego udostępnia ona dodatkowe funkcje, takie jak ściąganie spisu połączeń i pobieranie kopii SMS-ów. Jest to w pełni bezpieczna forma namierzania i faktycznie działa - tutaj nikt nie będzie chciał wykradać danych. I jest to w pełni legalne, jeśli osoba, której telefon mamy lokalizować wyrazi na to zgodę lub gdy jej pełnoprawny opiekun takiej zgody udzieli. Kiedy przydaje się lokalizacja telefonu? W życiu sytuacje są różne, czasami martwimy się o najróżniejsze rzeczy i chcemy mieć nad nimi jakąkolwiek kontrolę. Może się zdarzyć tak, że zostawimy gdzieś swój telefon i potrzebujemy go odnaleźć albo możemy go również zgubić. W takich sytuacjach zdecydowanie przyda nam się możliwość lokalizowania telefonu. Możemy również w taki sposób zadbać o bezpieczeństwo najbliższej rodziny. Jak? Często zmartwieni rodzice chcą wiedzieć gdzie są ich dzieci - czy bezpiecznie wróciły do domu, czy do niej w ogóle dotarły. Lokalizacja w takim przypadku może oszczędzić sporo nerwów - niekiedy dzieci przecież nie odbierają swoich telefonów. Nie zawsze też chcą nam powiedzieć prawdę. Czasami musimy sprawdzić z kim rozmawiają i jak, aby wiedzieć, że są one bezpieczne. To samo dotyczy osób starszych, którym zdarza się zapomnieć gdzie się znajdują i nie potrafią wrócić do domu. Można dzięki temu oszczędzić sobie sporo stresu. Lokalizowanie telefonu jest w pełni legalne, chociaż kiedyś faktycznie zarezerwowane było tylko dla służb specjalnych i policji. Obecnie futurystyczne wizje mają swoje miejsce. Warto czasem skorzystać z możliwości sprawdzenia gdzie znajduje się lokalizowany telefon - aby oszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów i po prostu mieć pewność, że jego właściciel jest tam, gdzie powinien być. Lokalizacja na podanej wcześniej stronie jest szybka, łatwa i przyjemna, a przede wszystkim - skuteczna i nie wykradnie żadnych danych, a także nie pobierze dodatkowych opłat. Można z niej spokojnie zrezygnować po 30 dniach, po prostu nie przedłużając usługi. I gotowe! Mamy pełną kontrolę nad tym, nad czym chcemy ją mieć. Jeśli chcesz skorzystać z usługi darmowa lokalizacja telefonu to polecamy usługę firmy i-mobiTagi: Czy można namierzyć czyjś telefon Jak działa lokalizowanie telefonu Dodaj komentarz Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
fot. Adobe Stock – Musisz zrozumieć, że poprawczak to twoja szansa, więc dobrze ją wykorzystaj – w uszach dźwięczały mi słowa baby w średnim wieku ubranej w togę, która po odczytaniu wyroku postanowiła uraczyć mnie cennymi radami na przyszłość. Uważała, że skoro jestem w wieku jej córki, zapewne rozkapryszonej, obrzydliwie bogatej pannicy, to może prawić mi kazania. Ale co ona wiedziała o moim życiu?! Choć w środku dosłownie gotowałam się z wściekłości, udałam, że nie słyszę wypowiadanych przez sędzię głupot. Dochodziła trzecia po południu, miałam piętnaście godzin na pożegnanie znajomych i spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Potem szara mysz z opieki społecznej w towarzystwie policjantki albo nawet patrolu miała odstawić mnie do ośrodka szkolno-wychowawczego wskazanego przez sąd. Podobno z reguły nie uciekano się do tak drastycznych środków i pozwalano rodzicom osobiście odstawić swoje „pociechy”, ale moja mama nie żyła od dziesięciu lat, a tata… Byłoby dobrze, gdyby chociaż spał w domu, a nie jak zwykle, gdzieś na dworcu. – Słuchaj, dziewczyno… – zwróciła się do mnie mysz z opieki, gdy wysiadałyśmy z policyjnej suki pod brzydkim szarym budynkiem. – Potraktuj to jak swoją szansę. Parsknęłam śmiechem – właśnie wsadzali mnie do poprawczaka, a wszyscy dookoła gadali o jakiejś szansie, jakbym jechała na zagraniczne stypendium, a nie do zgromadzenia wykolejeńców. Postanowiłam grać twardzielkę – udawałam, że nie robią na mnie wrażenia ani samo miejsce, ani zacięte twarze dzieciaków skazanych na pobyt tutaj, ani tym bardziej wychowawcy mający niewiele wspólnego z łagodnymi niczym baranki nauczycielami z mojej szkoły. W głębi duszy drżałam z przerażenia na myśl, czy nie stanę się ofiarą linczu Nie byłam typem liderki. Sama nie wiem, jakim cudem udało mi się zjednać sympatię Kaśki i Nikoli w dawnej szkole. Początkowo połączyła nas sympatia do tych samych zespołów i youtuberów, z czasem wagary, papierosy, imprezy, no i gnębienie Julki. Szczerze nienawidziłam tej dziewuchy. Drażniły mnie jej sumienność, dobre oceny i wiecznie przepraszający uśmiech. Idealnie nadawała się do tego, żeby pewnego dnia pójść krok dalej i zamiast wyłudzania haraczy czy poszturchiwań, skopać jej tyłek. Nikola i Kaśka dostały wyroki w zawieszeniu, ponieważ jedynie trzymały Julkę, a potem już tylko bezradnie przyglądały się mojej furii, nie mogąc odciągnąć mnie od dziewczyny. – Chciałaś ją zabić?! – wrzeszczał ojciec, gdy po trzydniowym ciągu oprzytomniał na tyle, żeby zrozumieć, co się stało. – Kim ty jesteś, do cholery? Kim się stałaś? Myślałem, że będziesz lekarką albo prawniczką, a ty… – machnął ręką. Na rozprawę stawił się umyty i uczesany, a w garniturze wyglądał prawie jak ojcowie moich koleżanek. „Twój tata nie jest zły, tylko się pogubił. Tak bardzo kochał Joasię, dla niej skończył podyplomówkę, zmienił pracę i środowisko” – próbowała go tłumaczyć babcia. Szkoda, że nie zrobił niczego dla mnie, przecież ja też cierpiałam! Tęskniłam za mamą, naszymi tajemnicami i spacerami, ciepłymi posiłkami dwa razy dziennie, wakacjami raz do roku, weekendami u babci, pewnością, że rano wyrwie mnie ze snu jej łagodne upomnienie… Rak żołądka z przerzutami na trzustkę i jelita zmiótł to wszystko w ciągu zaledwie pół roku. Po jej śmierci stałam się półsierotą Ojciec jeszcze jakoś się trzymał, próbował prowadzić dom, pilnował moich lekcji, zabierał do kina i na spacery, ale wytrzymał tylko do śmierci swojej matki. Potem rozsypał się i zaczął pić. – Jestem Krystyna Pawlicka – tamtego dnia psycholog z poprawczaka wyciągnęła do mnie chudą, żylastą dłoń. Nigdy nie zapomnę jej stanowczego, pewnego siebie uścisku dłoni i twardego spojrzenia, za którym – co zrozumiałam po kilku miesiącach przebywania w ośrodku – krył się cały ocean serdeczności. Nie matkowała mi, ale od początku czułam, że mogę na nią liczyć, podobnie jak na swojego wychowawcę. Od dziewczyn z grupy dowiedziałam się, że miałam dużo szczęścia, trafiając tutaj. – Sędzia chyba musiała cię lubić – powiedziała Angelika, którą wyznaczono na mojego patrona, czyli kogoś w rodzaju opiekuna. – Tylko tak ci się wydaje, że trafiłaś do piekła, ale nie czekałaś na wyrok w pogotowiu opiekuńczym, gdzie złodziejki, morderczynie i dilerki nie patyczkują się z takimi dziewczynkami jak ty. Nie trafiałaś też do poprawczaka o zaostrzonym rygorze, w którym pokoje przypominają więzienne cele. Nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia w tym wszystkim – uśmiechnęła się. – Ciągle słyszę o tym, że mam dobrze wykorzystać daną mi szansę – mruknęłam. Zaczęłam przedrzeźniać mysz z opieki społecznej i Angelę, ale ta szybko poskromiła moje zapędy i nim zdążyłam dodać do swojego wywodu głupią minę, chwyciła mnie mocno za ramiona i przyparła do ściany. – Słuchaj no, maleńka – w jednej chwili zmieniła się z opiekuńczej, starszej siostry w drapieżnika. – Ciesz się, że rozmawiam z tobą jak z człowiekiem. Nie wiesz, kim jestem, co przeżyłam ani co potrafię, więc musisz uwierzyć mi na słowo. To, co zrobiłaś tamtej dziewczynie, to nic przy moich umiejętnościach. A jeśli je sobie przypomnę, nie będzie czego zbierać z tej ściany… Poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła i natychmiast spokorniałam. – Co mam robić? Czego ode mnie chcesz? – zapytałam bliska płaczu. – Ja? Nie chcę niczego. Po prostu rozpakuj swoje rzeczy i ładne ułóż je w szafkach, a potem przyjdź do stołówki. Kucharki coś ci odgrzeją z naszego śniadania. Potem poznam cię z pozostałymi mieszkańcami i objaśnię zasady życia tutaj. Dziewczyny z grupy już znasz. Może nie są twoją rodziną, ale traktuj je z szacunkiem, bo innych bliskich sobie osób długo mieć nie będziesz. Prawie upadłam, kiedy mnie puściła. Szybko zrozumiałam sens słów Angeli Poznając życiorysy innych mieszkanek ośrodka i widząc, jak się zachowują, jak testują cierpliwość opiekunów (w naszym ośrodku były same dziewczyny), doceniłam, że trafiłam pod jej skrzydła. Angela może nie potrafiła wyobrazić sobie swojej przyszłości, ale doskonale wiedziała, czego nie chce. Nie zamierzała wrócić do rodzinnego domu, skąd wiodła droga prosto na ulicę. Jeśli nie w roli prostytutki-alkoholiczki jak jej matka, to dilerki – jak kochanek tejże i jednocześnie sutener. – Będę miała normalny zawód, męża i rodzinę. Pokażę moim dzieciom, czym jest miłość i stabilizacja – podkreślała z taką pewnością w głosie, że trudno było jej nie wierzyć. Słuchając jej i poznając lepiej mieszkanki ośrodka, zaczęłam doceniać nie tylko fakt, że trafiłam akurat do tego poprawczaka. Miałam szczęście, bo dorastałam w domu, o jakim te dziewczyny mogły tylko marzyć. Mój tata popijał z rozpaczy, lecz zawsze mieliśmy na chleb, rachunki, moje podręczniki i ubrania, a on nigdy, przenigdy by mnie nie skrzywdził. Cała jego wina polegała na tym, że był słaby, a im bardziej stawał się bezwolny, tym większa rosła we mnie złość. – Jesteś jak odbezpieczony granat. Tylko czekać, aż wybuchniesz. Może zrobiłabyś ze swoją złością coś dobrego dla siebie? – zapytała psycholożka, kiedy trafiłam do niej po kolejnym swoim wybryku (cóż, nie od razu stałam się grzeczną dziewczynką). Na początku pobytu w poprawczaku starałam się ze wszystkich sił dopiec wszystkim, którym na mnie zależało. Mimo ostrzeżeń Angeli wdałam się w bójkę, próbowałam uciec z ośrodka, przemycić na jego teren alkohol i upić się z trzema dziewczynami, które podobnie jak ja, za nic nie chciały się przystosować. Wrzeszczałam na ojca podczas naszych spotkań, żądając, żeby mnie stąd zabrał, nawet pocięłam się, żeby tylko trafić do szpitala. Szczęśliwie zrobiłam to nieudolnie, więc wystarczyła doraźna pomoc. Nie ma sytuacji bez wyjścia, każda ma jasne strony – Mam krzyczeć, czy wolałaby pani, żebym się popłakała? – ironizowałam podczas rozmowy z panią Krystyną. – A może zaczęłabyś biegać? Pływać albo trenować boks? Mamy tutaj taką sekcję… Same wściekłe dziewczyny. Takie propozycje miałam na myśli, kiedy proponowałam ci pozytywne rozwiązanie – odpowiedziała niewzruszonym tonem psycholożka. Uważałam, że bieganie i pływanie jest dla mięczaków, ale zaintrygowała mnie tym boksem. Jakiś czas wcześniej pozwolono nam obejrzeć film z Clintem Eastwoodem, w którym grał trenera równie jak ja pokręconej dziewczyny, więc oczyma wyobraźni widziałam się już w jej roli. Nauczyciel wuefu nie był przekonany, czy się nadaję. – Złość to nie wszystko, nie masz charyzmy, nie umiesz ciężko pracować ani stosować się do poleceń – zauważył, kiedy pojawiłam się u niego pierwszy raz. Pomogło dopiero wstawiennictwo Angeli i mojego wychowawcy. Długo by opowiadać o tym, co działo się na treningach, jedno jest pewne – przez rok ćwiczeń pod okiem surowego trenera stałam się inną dziewczyną. – Będę miała normalny zawód, męża i dzieci – mówiłam, przyjmując do poprawczaka nowe dziewczyny. W ośrodku skończyłam liceum zawodowe, a po powrocie do domu technikum. Dzisiaj mam 25 lat, zawód (jestem księgową), dobrego męża i synka. Jedyne, o czym teraz marzę, to urodzenie córeczki, ale jak mawia mąż, jeśli ja czegoś chcę, to na pewno tak będzie, więc wierzę, że kiedyś, niedługo, zostanę mamą dziewczynki. Nauczę ją wszystkiego, co wpoiły mi mama i babcia, i czego dowiedziałam się o sobie i życiu w ośrodku szkolno-wychowawczym. Pokażę, że nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba tylko chcieć widzieć jej jasne strony. Czytaj także:Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amoryMoja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonieMam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy
Dysponując smartfonem (a przecież obecnie ma go niemal każdy z nas) można w bardzo prosty sposób wykorzystać go w roli kamery do komputera. Wystarczy zadbać o odpowiednią aplikację i połączenie z laptopem lub PC (wedle preferencji czy możliwości - przewodowe bądź bezprzewodowe). Jak z telefonu zrobić kamerę internetową?zapytał(a) o 07:46 Jak wygląda życie w poprawczaku i w psychiatryku? Co się dokładnie robi, kiedy się to robi, co można, czego nie można, czy jest internet, telefony, papierosy, no. Jeśli nie wiesz obu, odpowiedz na jedno chociaż. To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź blocked odpowiedział(a) o 12:01: Byłam jedynie na oddziale psychiatrycznym dla młodzieży, więc napiszę na ten się robi?U nas wyglądało to tak: godz. 8:00 - pobudka, potem śniadanie, później osoby z gimnazjum i podstawówki idą do szkoły przyszpitalnej. Osoby ze szkół ponadgimnazjalnych mogły chodzić do tej szkoły z nudów, ale nie musiały - mogły zostać na oddziale. Później o godz. 13:30 był obiad, po obiedzie niektórzy wracali na godzinę na lekcje. Ok. 15:00 przychodzili tak zwani wychowawcy, którzy wychodzili z nami na spacer (oczywiście szedł ten kto chciał i kto mógł). O 17:30 była kolacja, po kolacji można było oglądać filmy na świetlicy albo zostać w swoich pokojach. O 20:00 zaczynała się cisza nocna. Ogólnie na cały dzień pokoje były zamykane, aż do kolacji. Łazienki tak samo - otwierane tylko na można, czego nie można... No to tak. Nie można mieć ze sobą żadnych ostrych przedmiotów - maszynki do depilacji, nożyczek, agrafek itp. Wszystko pielęgniarka zabierała do dyżurki i czasem ewentualnie wydawała w razie potrzeby, ale trzeba było danego przedmiotu używać pod ścisłą jej kontrolą. Internetu nie ma, telefon zabierają, papierosy również. Nawet paski do spodni zabierają. W każdym pokoju są kamery, więc jesteś pod stałą obserwacją. Jeśli ktoś zachowuje się nie tak, jak trzeba, dostaje zastrzyk uspokajający bądź zapinają go w pasy (przywiązują do łóżka), nieraz nawet na całą noc. Ewentualnie trafia do izolatki na parę dni - zamkniętego pokoju, z którego nie może tam jeszcze... Raz - dwa razy w tygodniu masz terapię z przydzielonym ci psychologiem i rozmowę z lekarzem prowadzącym. Czepiają się wszystkiego, i w każdym twoim zachowaniu doszukują się objawów chorobowych. Przynajmniej z mojego punktu widzenia tak to masz jeszcze jakieś pytania, to pisz. Pozdrawiam. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 08:26 Hm... nie gdy tak nie byłam, ani nikt mi znajomy. W poprawczaku można mieć raczej telefony i internet, papierosów nie. Zadają ci sporo pytań. Nie jest tam przyjemnie. W psychiatryku zależy na jakim jesteś oddziele i z czym masz dokładnie problemy. Przede wszystkim faszerują cię lekami, często stosują przemoc byś się uspokoił. W większości przypadków opieka tam jest okropna. Papierosów też nie możesz mieć, telefon raczej tak, za to internet nawet nie wiem, obstawiałabym że to zależy od psychiatryku. Wszytko co napisałam wiem z tego co się naczytałam. blog Th odpowiedział(a) o 16:18 hmm nigdy tam nie byłam ale zaciekawiłaś mnie trochę tym pytaniem... mi się wydaje że są jakieś strasznie sztywne reguły, jesteś stale pilnowana, wszystko o tej samej porze np śniadanie, obiad i kolacja... co do neta to chyba jest ale w jakiejś specjalnej świetlicy czy gdzieś, telefon to nie mam pojęcia chyba nie raczej nie można mieć a papierosy tym bardziej nie można w psychiatryku, możesz robić co chcesz, grać w gry planszowe, grać na instrumentach, oglądać tv (nie zawsze), nie ma internetu, chyba że dostanicha pozwolenie na laptopa, telefony kontrolowane, czyli derektor/ordynator słyszy o czym gadacie, terapia grópowa 2 godziny potem terapia indywidualna tyle ile potrzebujesz tyle mówisz, leki, drzemka... napiszę ci zresztą podzieł dnia w zajęcia czas wolny (początek terapia drugie śniadanie terapia zjęcia twórcze (instrumenty, malowanie, pisanie) (koniec odwiedzin) czas wolny (gry) powrót do swoich pokoi (gaszenie świateł i zamykanie sal ok 22)nie wiem czy nadal tak jest to jest rozkład dnia z przed 2 lat nigdy nie byłam w poprawczaku ani w psychiatryku ale mój wujek był w psychiatryku jest tak że podłanczają cię do prądu faszerują lekami biją żebyś się uspokoił natomiast życie w poprawczak ciągłe pytania ! chyba tak blocked odpowiedział(a) o 14:07 Poprawczak nic przyjemnego popuka 7 lekcje 14-15 najgorsze co czas wolny musisz uważać co, gdzie, przy kim mówisz żeby nie było wykorzystane przeciwko tobie fakt strażnik chodzi ale nie dopilnuje jak cię dorwą lepiej nie mówić za co się trafia uznają że jesteś lepszy a ten co był górą cię przemodeluję że jedyną deska ratunku będzie chirurg plastyczny najgorsze są ostatni godziny to jest nie cały dzień z poprawczaka o zaostrzonym rygorze (to było najgorsze 6 miesięcy mojego życia) hejka , zależy gdzie byłam w starogardzie gdańskim i szczecinie hm co mogę powiedzieć jutro jade do świecia w szczecinie jets o niebo lepiej niż w starogardzie a to dlatego że jest na pewno mniejsza dawka leków i się nikt nad nikim nie znęca nie ma jakiś strasznie chorych ludzi w szczecinie , typowo samokaleczeia próby samobójcze zaburzenia itp., oczywiście są wyjątki ale nie ma się czego bać chcą tam pomóc ale szczerze stałam się tam jeszcze gorsza niż jak w ogóle nigdzie nie byłam , lecz w szczecinie jest minus BARDZO MAŁO TERAPI gdyby nie to by było całkiem okej chociaż jak przyjęłam 1 raz lek o nazwie chloroprotixen to po godzinie leżenia jak wstałam zemdlałam no ale dają leki ponieważ chcą wyciszyć nas .. trochę traktowanie jak zwierząt (nawet gorzej ) no co dalej nic co napisałeś u góry nie można mieć chyba że jest to bardziej klinika niż szpital to wtedy tak , nie radze iść do Starogardu są tam straszne warunki , posiłki są nieco lepsze ale warunki tak jak pisałam okropne.. terapia jest tam bardzo fajna , bardzo fajni psycholodzy i terapeuci lecz lekarze już są też straszni.. (marek kobus i Aleksander labadziński) niektóre pielęgniarki są całkiem przyjemne ale reszta to okropność jest tam teraz rozpatrywana sprawa przez sąd mianowicie o znęcanie się nad pacjentami , jak wyszłam z teg szpitala to cały czas spałam byłam bardzo otumaniona , dają tam lek na alergie bo jest tańszy, żałosne no ale nie ważńe było z drugiej storny tam lepiej bo terapia lepsze posiłki czasem grill jakaś siatkówka na dworze , zawody , w szczecinie można było sobie pomarzyć o takim czymś , były tylko spacery ,, ale leki makabra.. jak wyszłam ze szpitala od razu na drugi dzień poszłam do psychiatry aby dał mi słabsze leki , Chyba to tyle orientuje się że w Toruniu jest fajny szpital już taki na prawde dobry ale jest od 16 - 18 pozdrawiam :) a i przepraszam za błędy ! ⓜⓐⓡⓣⓨⓝⓐ odpowiedział(a) o 08:03 Mój kolega był w poprawczaku . (Ma 12 lat, a poprawczak jest od 15. ) Nigdzie go nie widuje, dawno na nk i facebooku nie był . ;D Uważasz, że ktoś się myli? lub